Górskie klimaty - wspomnienie 2008?

     Godzina 11.55 w grupie turystów z ŚDS lekkie poruszenie. "Kiedy wyruszamy na Klimczok?" zapytał ktoś znienacka. Tak, to była już odpowiednia pora, by zebrać śmiałków i podążyć zaplanowanym szlakiem. Szczyt odważyły się zdobyć trzy panie: Zuzanna, Teresa oraz Małgorzata. Męska ekipę zasilili: Krzysztof, Jacek, Bogdan, Piotr, Łukasz, 2 Staszków oraz Rysiu. Szkoda, że młodym i utalentowanym muzykom z ŚDS, Irkowi i Tomkowi, nagle odwidziały się góry i postanowili w artystycznym klimacie przy kawce, papierosku, gitarze spędzić wolny czas.
    My tymczasem wystartowaliśmy, towarzyszyli nam terapeuci: Magda, Kamila oraz Bartek. Jeszcze ostatnie spojrzenie na załogę relaksującą się przy schronisku, no i w drogę! Pierwsze kamieniste podejście było nieco strome, ale udało się! Dobrze, ze nasz nieoceniony górołaz - pani Teresa nieustannie nawoływała: "Nie róbmy żadnej przerwy, idziemy!" Sprytna pani Teresa wiedziała, co mówi! Już na samym początku zdecydowała: "Zuzia musi iść ze mną na przodzie." Na szczęście czy nieszczęście Łukasz i pan Stanisław regulowali tempo "pykając" co po chwilę fajeczkę. Drogi długo końca nie było widać. Szliśmy przez olbrzymi, iglasty las, wokół powalone drzewa, widok niesamowity. "Ja własnymi rękami powaliłem te drzewa" krzyknął dumnie Łukasz. "No to mamy wśród nas Himena" wesoło skomentował tę wypowiedź pan rehabilitant. To nie jedyny raz, kiedy Łukasz ożywił atmosferę wędrówki. Z "panią od kuchni" próbował negocjować dodatkowe dwie bułki w zamian za niesienie jej na rekach, a pani Magda otrzymała od tegoż pana piękne, szafirowe dzwoneczki.
W takim klimacie nawet nie spostrzegliśmy, kiedy przed naszymi oczami pojawił się oczekiwany wierch. Widok ten wyzwolił miłe wspomnienia i refleksje: "Zuzanna zawsze zdobywa z nami szczyty" dodał uśmiechnięty pan Ryszard. Nie wszystkim góry kojarzyły się w taki sposób. Panu Jackowi pachniały wtedy złociste i chrupiące frytki, które zaplanował skonsumować w schronisku. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył odległość dzieląca szczyt od przystani. Zrozumiał, że danie to musi przełożyć na inny czas. Ale ciasteczka czekoladowe, którymi częstowała pani Magda były tak pyszne, że na pewno załagodziły te "kulinarną porażkę" pana Jacka.
    Jaki był szczyt, który zdobyliśmy? Z pewnością lekko wyczerpujący, bo wszyscy błogo spoczęliśmy na drewnianych ławeczkach i zjedliśmy co nieco. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o cudownym termosie pani Teresy, z którego wydobywała się upragniona woń. Ów magiczny napój postawił na nogi cały zespół terapeutyczny. Dziękujemy pani Tereso!!! Nie musiała kosztować go pani Gosia, która postanowiła urwać sobie malutką drzemkę na górze Klimczok. Udokumentowaliśmy te chwilę robiąc zdjęcie. No i oczywiście nie mogło zabraknąć innego zdjęcia, grupowego, pod tablica informacyjna, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś nam nie uwierzył. Ale wszystko, co dobre, szybko się kończy, więc opuściliśmy Klimczok udając się w kierunku Szyndzielni.
    Droga powrotna upłynęła w sympatycznej atmosferze. Pani Zuzanna zaśpiewała swoja ulubioną, włoska piosenkę i obdarowała nas kilka razy uśmiechem. Panie Teresa i Małgorzata miło gawędziły na temat wartości pieszych wędrówek, wspominając od czasu do  czasu te, organizowane przez ŚDS. Pani Małgorzacie zamarzyła się przy tej okazji "Dolina Miłości" w Zakopanem. A panowie? podążali jednostajnym rytmem, wyciszeni, ale wyraźnie zadowoleni.
    Wreszcie ukazał się naszym oczom budynek schroniska, wcześniej dobiegła do naszych uszu melodia wygrywana na gitarze przez pana Roberta. To była powitalna pieśń, niespodzianka, która pozwoliła nam poczuć się wyjątkowo. I ja tam byłam, a co przeżyłam, opowiedziałam.