Wyprawę rozpoczęlibyśmy od rejsu po rzece
Menam, z dala od hałasu i smogu 8-milionowej metropoli. W pobliżu znajduje się,
m.in. słynna Świątynia Świtu, która uchodzi za symbol Bankoku. Kompleks składa
się z 5 wież zdobionych od zewnątrz tłuczoną porcelaną, najwyższa mierzy 104
metry wysokości. Odwiedzilibyśmy dom amerykańskiego architekta i przedsiębiorcy
Jima Thompsona, gdzie obecnie działa muzeum poświecone sztuce Azji Południowo-Wschodniej.
Wieczorem odpoczywalibyśmy w Tuba Bar i Restaurant. Za dnia galeria sztuki i
sklep ze starymi meblami, nocą zamienia się w klub retro z lat 70.
O godzinie
18.30 zaczynają się walki tajskich bokserów muai tai. Na główny pojedynek
trzeba zaczekać do godziny 21.00. Jedną z typowych cech muai tai jest walka w
tzw. „klinczu”, to obustronny uścisk, w którym do uderzeń wolno tylko używać
łokci i kolan.
Nocą
odwiedzalibyśmy kluby, gdzie słuchalibyśmy muzyki jazzowej. Na wieczorny
koktajl wybieralibyśmy się do jednego z barów na dachu drapaczy chmur, skąd
najpiękniej widać rozświetlony nocą Bankok. Popularny jest Sky Bar na 63
piętrze.
Popłynęlibyśmy
na wyspę Rattanakosin, gdzie znajdują się najstarsze zabytki Bankoku. To
idealne miejsce, aby poznać tajską architekturę i sztukę. Perełką jest
otoczony murem Wielki Pałac Królewski z 1782 roku, gdzie do połowy dwudziestego
wieku rezydował król. Obok znajduje się Muzeum Narodowe i galeria narodowa, a
niemal na każdym kroku są świątynie. Najważniejszą i największą w Tajlandii
jest Świątynia Szmaragdowego Buddy, gdzie przechowywany jest 45-centymetrowy
Posąg Oświeconego, narodowy skarb Tajlandii. Blisko, ale już poza murami
pałacu, leży jedna z najstarszych świątyń w Bankoku, Świątynia Odpoczywającego
Buddy, z 46-metrowym leżącym posągiem.
Myślę, że po
tak intensywnym zwiedzaniu przydałby się masaż całego ciała, a może nawet jego nauka.
Łukasz