Historia ta przydarzyła mi się kilka lat temu. Byłem na spacerze.
Przemierzałem leśne ścieżki, gdy natknąłem się na małego zająca. Nie był to
jednak zwykły szarak, bo skakał na tylnych łapach jak kangur. Podążyłem za nim.
Zając jednak nie uciekał, właściwie nie zwracał na mnie uwagi, choć byłem
całkiem blisko niego. Jego skoki były równe, miarowe, niezmącone niczym, jakby
w tym lesie nic mu nie zagrażało. Szedłem za nim dalej, aż do dużego pnia,
gdzie zniknął w dziurze. Była na tyle duża, że pomieściła by mnie. Chwilę się
wahałem, nie byłem pewien co zrobi szarak, kiedy mnie zobaczy. Ciekawość była
jednak większa i przezwyciężyła strach.
Wszedłem do tunelu i podążałem nim coraz głębiej i głębiej. W niektórych momentach przejście było tak wąskie, że myślałem, że utknę. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie będę w stanie się odwrócić, tunel był na to za wąski. Pomimo strachu podążałem dalej, coraz bardziej oddalając się od wejścia. Dzięki zegarkowi wiedziałem, że idę tunelem już około godziny. Odpoczywałem co jakiś czas. Po zającu nie było ani śladu...
Wszedłem do tunelu i podążałem nim coraz głębiej i głębiej. W niektórych momentach przejście było tak wąskie, że myślałem, że utknę. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie będę w stanie się odwrócić, tunel był na to za wąski. Pomimo strachu podążałem dalej, coraz bardziej oddalając się od wejścia. Dzięki zegarkowi wiedziałem, że idę tunelem już około godziny. Odpoczywałem co jakiś czas. Po zającu nie było ani śladu...
Dopadło mnie zwątpienie, czy aby na pewno się stąd wydostanę i jak
długo to potrwa. Nie miałem jednak wyjścia. Musiałem podążać dalej tunelem, który
prowadził coraz bardziej w głąb do momentu, kiedy nieoczekiwanie zaczął kierować się ku górze.
Kolejną godzinę podążałem w kierunku ledwo widzialnego światełka. Obudziła
się we mnie nadzieja, że w końcu wyjdę. Tak też się stało. 20 minut później
byłem u wylotu tunelu. Powoli wdrapałem się na powierzchnię. Przede mną
rozpościerała się przepiękna łąka, tak piękna, że jeszcze takiej nie widziałem.
Porośnięta kolorowym mchem i przeróżnymi kwiatami, środkiem płynął mały,
przejrzysty strumień, a w nim migotały kolorowe rybki. Motyle tańczyły
sobie tylko znany taniec, a pszczoły zbierały nektar. Było cudownie, w oddali
było widać las, a pod nim pasące się zwierzęta. Wszystko wokoło zdawało się
mnie nie dostrzegać i żyło swoim niezmąconym niczym życiem. Zegar na mojej ręce
zatrzymał się i wskazywał uporczywie 13.45. Miałem wrażenie, jakby na tej łące
czas przestał się liczyć i nikt i nic nie było w stanie go tu zmierzyć.
Niestety czas gdzie indziej biegł normalnie. Rozdzierający dźwięk
budzika brutalnie przeszył powietrze. SIÓDMA! ZASPAŁEM! O RANY!
Łukasz