Pewnego dnia Baca spytał Gaździnę: Co dziś
robimy? Ja dziś piorę i suszę twoje i swoje pranie - powiedziała. Dobrze,
a ja zapalę fajkę i będę dumał, jakie to kawały wymyślą na mój temat. Baca
dumał, dumał i w końcu stwierdził: Niefajnie się siedzi samemu, lepiej pomogę
żonie sprzątać chałupę. I zabrał się do sprzątania. Najpierw wymiótł
wszystkie kurze, wytrzepał chodniki, a nawet umył buty i je wypastował. W końcu
stwierdził: Zmęczyłem się żono, muszę wypocząć i usiadł przed domem z
psem i znowu zaczął palić fajkę. Zobaczywszy to Gaździna powiedziała: Zgaś tę
fajkę, żeby pranie nie nasiąkło tytoniem. Baca odpowiedział: Dobrze Moja
Kochana, pójdę zatem do lasu nazbierać drwa do kominka. Gdy wrócił z wiązką
chrustu na stole już czekała kolacja. Gaździna powiedziała: Siadaj i zjedz
kolację, a później poopowiadasz, co tam w górach słychać. Odpowiedział: Fajnie,
bo lubię pogawędzić po dobrym posiłku. Zjedli, zasiedli przed kominkiem i
Baca zaczął swoją opowieść, która trwała i trwała, aż się zmęczył i powiedział:
Chodźmy spać, jutro też jest dzień. I poszli spać, a pies pilnował ich chałupy.